Milena Trojanowska
Biegam, bo… lubię! To bardzo proste. Zakładam buty, kiedy tak wypada z planu treningowego, kiedy mam zły dzień i muszę odreagować albo kiedy mam cudowny i chcę opowiedzieć o tym całemu światu. Wtedy biegnę i śpiewam ulubione piosenki aż do zadyszki.
Pierwszy raz w zawodach biegowych wystąpiłam w podstawówce. Pamiętam, były to powiatowe zawody w biegach przełajowych. Już wtedy zakochałam się w tym sporcie. Ze względu na różne kontuzje i odkrycie w wieku dorastania, że są imprezy i inne sposoby na spędzenia czasu wolnego, zaprzestałam biegania… ale tylko na chwilę.
To moja pasja. Taka prawdziwa. Kiedy podczas jednego z wywiadów ktoś zapytał mnie co mi daje bieganie odpowiedziałam szczerze- zakwasy, ból, zmęczenie i radość. Tak, to może iść w parze. Bieganie nie jest dla mnie środkiem do jakiegoś celu. Nie odchudzam się w ten sposób, nie walczę z żadnymi słabościami, nikomu niczego nie muszę udowadniać. Biegnę przed siebie i to mi sprawia wielką przyjemność.
Przebiegłam maraton, kilka półmaratonów i setki kilometrów bez pomiaru odległości. Najbardziej lubię biegać po lesie, najlepiej w towarzystwie kogoś znajomego z kim po 20 kilometrach mogę podzielać się fantazjami na temat tego, co zjem po powrocie do domu. Kocham zapach drzew, podbiegi i omijanie wystających z ziemi korzeni. Bieganie po asfalcie jest trochę zbyt monotonne i niszczy moje i tak doświadczone przez życie stawy.
Czasami bywa ciężko. Kiedy nagle złapie mnie silny skurcz i ktoś musi odebrać mnie samochodem z trasy albo kiedy stracę czucie w stopie jak podczas maratonu. Wtedy robię sobie przerwę, biorę głęboki oddech i robie kilka jogowych asan… i wszystko wraca do normy. Nie myślę co będzie jeżeli nie będę mogła biegać na własnych nogach, bo ja to już wiem. Kupię handbike! Maraton pokonany siłą rąk? To musi być wyzwanie.
Milena Trojanowska
P.S. mam SM
Blog With a SMile : http://withasmile.pl/